Przedmiot, który “uratował mi życie” przy drugim dziecku i żałuję, że nie zdecydowałam się na niego przy pierworodnej
Kojarzysz te momenty kiedy wystarczyłoby jeszcze jakieś parę minut zanim maluch się obudzi. Minuty dzięki którym można wszystko skończyć? To co się zaczęło. To co musi być zrobione. Wstawić zupę czy też załadować zmywarkę. Albo jeszcze jeden pokój w kolejce do potraktowania mopem. Kończysz, sprzątasz i nie myślisz. A tu zonk. Maleństwo się budzi i płacze i cokolwiek do tej pory robiłaś musi poczekać na swoją kolej. A kojarzysz momenty kiedy dziecko jest zmęczone, ale nie może porządnie zasnąć. Wisi na rękach, bo przy każdym podejściu do łóżeczka budzi się jakby czuło, że masz zamiar je odłożyć. No bo przecież jak to? Do łóżeczka? Mnie? 😀
Kochamy nasze małe zbójce, ale czasami ciężko jest je nosić 24/h – bo tego potrzebują. No właśnie. Potrzebują bliskości. I chcesz z całego serca dać dziecku to poczucie bezpieczeństwa. Sprawić, że będzie czuło się kochane. Tak na tysiąc procent. Ale nie rozerwiesz się prawda? No nie da się i koniec kropka! A teraz wyobraź sobie sytuacje kiedy masz nie jedno, a dwójkę dzieciaków. I do tego o dwóch różnych potrzebach. Jedno chce NA rączki, drugie chce tańczyć ZA rączki. Jedno chce układać z Tobą klocki, a drugie znudziło się już leżeniem na brzuszku. I bądź tu mądra. Weźmiesz jedno, drugie płacze. Weźmiesz drugie, pierwsze zaczyna koncert. Weźmiesz oboje to po chwili płacze Twój kręgosłup i ręce. No właśnie! Przydałyby się jeszcze ze dwie ręce! Gdzie ten tata no helouuu!!!
Ile to ja razy kombinowałam jak tu znaleźć magiczne wyjście z opresji. Jeszcze przy Oli marzył mi się insynuator wózkowych spacerów. Dzieci na powietrzu tak cudnie śpią! Wkładasz w wózek i pozamiatane. Oczywiście jeśli nie przestaniesz jechać! Wyobrażasz sobie taki wózek z funkcją spaceru? Wyprowadzasz wózek na balkon, taras, wciskasz guzik, włączasz kamerkę i możesz działać. No bajka. Może ktoś to kiedyś opatentuje. Bujaki z wibracjami na rynku już są. Może za parę lat będę śmiała się, że jestem matką tego pomysłu.
Mówi się, że mieć drugie dziecko to nie to samo co mieć dwoje dzieci. Niby dużo łatwiej, bo przerabiasz wszystko to co już kiedyś miało miejsce. Przynajmniej duża większość. Mimo to kiedy w grę wchodzi już dwoje NA RAZ sytuacja wygląda nieco inaczej. Jedno płacze bo się znudziło, bo głodne, bo jesteś obok, albo po prostu chce się ponosić. Drugie w tym czasie molestuje Twoja nogę bo skoro nosisz jedno to to drugie też chce “opa, opa”. Jeśli dosyć szybko decydujesz się na sprawienie pierworodnemu rodzeństwa to musisz liczyć się z takimi sytuacjami. Dwulatek potrafi wykończyć nawet dwumetrowego chłopa przy kości! Dwulatek i kilkumiesięczne dziecko potrafi rozłożyć na łopatki nawet matkę 😉
Przez takie chwile warto pomyśleć zawczasu nad tym jak pomóc sobie i swojemu kręgosłupowi przeżyć te pierwsze – zdaje się – najcięższe lata. Jeśli jesteście z mężem we dwójkę to sprawa jest prosta. Jedno bierze jedno, drugie bierze drugie. My wypracowaliśmy sobie nawet taki system. Na ogół działa on całkiem sprawnie. Ze względu na fakt, że wciąż karmię piersią, Tomkiem zajmuję się głównie ja. Tatuś przejmuje wtedy pieczę nad córką. Dotyczy to przede wszystkim usypiania ale także przebierania czy uspokajania gdy dziecko płacze. Czasami siedząc wieczorem przed telewizorem żadne się nie ruszy się dopóki nie zapłacze “jego maluch”. Brzmi to śmiesznie, a jeszcze śmieszniej wygląda. Wyobraź sobie siebie na fotelu z pilotem w reku i z niewzruszoną mina mówiąca do męża: “mały/ła wstał/ła”. Nie mniej jednak unika się przy tym jakichkolwiek przepychanek typu: “Ej! teraz Twoja kolej”.
Jeśli natomiast jesteś w domu z dziećmi sama, potrzebujesz trochę pomocy. A że na nianię na zawołanie nie możesz liczyć, a babcie do pomocy dostępne są raz na jakiś czas (czasami w ogóle) – proponuję Ci zaznajomić się z zagadnieniem chustonoszenia. To właśnie chusta pozwoliła mi przetrwać te najcięższe chwile. Pierwsze trzy miesiące Tomek był tak na prawdę “ledwie zauważalny”. Budził się jedynie na karmienie i przebieranie. Resztę czasu spał lub grzecznie leżał na pleckach lub na brzuszku. Spokojnie mogłam przy nim również wykorzystać bujak. Czego chcieć więcej? W momencie jednak kiedy Tomek wymagał dużo większej uwagi, a jednocześnie dwuletnia już Ola dawała nieźle popalić, zaczęłam zastanawiać się nad ponownym podejściem do chusty.
Ponownym, bo jeden epizod z chustą już miałam za sobą. Jeszcze przy Oli. Zabrałam się do tego beznadziejnie. Nie dość, że pożyczyłam chustę nie mając w ogóle pojęcia o ich rodzajach to jeszcze sposobu wiązania uczyłam się jedynie z instrukcji obsługi na opakowaniu. Niby chusta kółkowa to najprostszy i najszybszy sposób motania. Dla mnie jednak ułożenie w niej dziecka było na tyle problematyczne, że suma summarum palnęłam nią w kąt i na tym się skończyło. Stwierdziłam brak moich kompetencji, predyspozycji do chustonoszenia i koniec kropka. Wciąż miałam wrażenie, że dziecko zaraz się w niej udusi, a do tego mała zaczęła przeraźliwie płakać (pewnie wyczuła mój strach) i zniechęcenie było podane na tacy.
Gdy Tomek miał jakieś 2 miesiące kupiłam swoją pierwszą chustę – elastyczną bawełnę. Oczywiście ponownie był to wybryk na chybił trafił. Tak bardzo chciałam chustonosić! Na szczęście tym razem trafiłam dosyć dobrze. Mało tego. Zaczęłam nieco grzebać o tym w Ynternetach! Ale o mojej przygodzie z chustami przeczytacie w kolejnym poście! Cierpliwości! Na razie chcę was do tego rewelacyjnego wynalazku przekonać.
Ja tu gadu gadu, a najważniejsza jest odpowiedź na pytanie, które ostatnio zadawałyście mi średnio raz dziennie! CZY WARTO CHUSTONOSIĆ? Czy to ma sens? Czy to się opyla? Czy coś daje? Odpowiedź jest oczywiście bardzo prosta. NO JASNE! Zobacz! Dzisiaj na przykład zaoszczędziłam mnóstwo czasu usypiając Tomka w chuście bo moment drzemki nałożył mi się z szykowaniem obiadu. A chciałam zdążyć zanim odbiorę Olę ze żłobka. Pranie również wieszałam w towarzystwie mojego małego mężczyzny, bo spacerowanie po podłodze nie sprawiało mu już takiej przyjemności jak wcześniej. Jedną ręką też pewnie dałoby radę ale wyrobiłabym się chyba do Bożego Narodzenia. Po południu dzięki chuście mogłam jeszcze odrobinę poprasować podczas gdy Ola biegała z tatą po placu zabaw. Wspominałam już, że nienawidzę prasować!? Chustonoszenie ma wiele zalet. Najważniejsze jest to, że próbując – NIC NIE TRACISZ. Wręcz przeciwnie. Jeśli zabierzesz się za to z głową możesz jedynie zyskać. Dlaczego zatem nie spróbować? A za chwilę podam Ci aż siedem powodów dlaczego właśnie warto. Gotowa?
DLACZEGO WARTO SPRÓBOWAĆ CHUSTONOSZENIA:
1. DWIE WOLNE RĘCE
Punkt główny i niepodważalny! Dodatkowe ręce to coś czego nam zawsze brakuje nawet jeśli nie jest się dzieciatym. Mając natomiast dzieci czasami marzymy po prostu o tych naszych poczciwych, pracowitych dwóch rękach – wolnych od słodkiego ciężaru. Nosząc niemowlę w chuście możesz robić praktycznie wszystko. Od zamiatania poprzez wieszanie prania i na gotowaniu kończąc. Dziecko jest w tym czasie wciąż blisko Ciebie i czuje się bezpieczne.
2. BUDOWANIE I UMACNIANIE WIĘZI EMOCJONALNEJ
Dziecko jest w bezpośrednim kontakcie z rodzicem, chronione przed nadmiarem bodźców, przez co jest spokojniejsze. W chuście maluch ma stale zapewnianą potrzebę bliskości. Nie bezpodstawnie niemowlęta chcą być noszone. Na rekach czują się najzwyczajniej w świecie bezpiecznie. Chusta gwarantuje im zaspokojenie tej potrzeby – i o to przecież chodzi prawda? Przy okazji mówi się, że chustonoszenie umacnia więź pomiędzy rodzicem i dzieckiem. To może być (np. dla tatusiów) dobry odpowiednik karmienia piersią. Mamusie budują w ten sposób więź z dzieckiem, a tatusiowie mogą sobie ją zapewnić chustą.
3. POZYTYWNY WPŁYW NA DZIECKO
Ułożenie ciała dziecka w chuście, czy nosidle ergonomicznym (NIE WISIADLE!) wspomaga prawidłowy rozwój jego bioder oraz zapewnia odpowiednie ułożenie kręgosłupa. Oczywiście jeśli dziecko jest ułożone w chuście prawidłowo. Noszenie ułatwia również samoregulację rytmów biologicznych. Plusem chustowania jest spokojne i łatwo zasypiające dziecko, czujące się przy nas tak, jakby nadal było w brzuszku – wraz ze wszystkimi odczuciami ciepła, kołysania, bicia serca i oddechu. Maluch chyba NIGDZIE NIE ZASYPIA LEPIEJ I SZYBCIEJ niż w chuście 🙂 Nawet w obliczu kolki niemowlęcej chusta sprawdza się fenomelnalnie. Nie dość, że brzuszek jest cały czas masowany ciałem noszącego to jeszcze nasze ciało działa na nie jak termofor. Oprócz tego noszenie daje rodzicowi możliwość szybkiej reakcji na potrzeby dziecka, które później łatwiej mu rozpoznawać i zauważać. Maluch ma zapewniony szybszy i lepszy rozwój poznawczy. Mówi się nawet, że dzięki chustonoszeniu dzieciaki szybciej przybierają na wadze, mają lepiej rozwiniętą koordynację ruchową, mięśnie oraz poczucie równowagi, a w przyszłości szybciej stają się niezależne (są pewniejsze siebie i bardziej samodzielne).
4. TWÓJ SPOKÓJ PSYCHICZNY
Sama wiesz, że nie sposób jest nie zostawiać dziecka samego raz na jakiś czas. Ja do tej pory biegam jak głupia do pokoju obok i sprawdzam co chwilę czy na pewno wszystko jest w porządku. Teraz kiedy Tomek już bardzo sprawnie raczkuje, co chwilę takie wizyty mam oczywiście i ja. W jego pięknej osobie. Najpierw momenty kiedy maluch za długo śpi – sprawdzasz co jakiś czas czy na pewno oddycha. Przy Tomku zdarzało mi się to notorycznie przez pierwsze miesiące. Praktycznie ciągle tylko spał i jadł. Później nadchodzi moment samodzielnych prób przekręcenia się z brzuszka na plecki i na odwrót. An i nie chcesz tego przegapić ani nie chcesz przekonać się czy na pewno rozłożone osłonki spełniają swoją rolę. Kiedy już samodzielnie siedzi sprawdzasz czy się nie przekręcił, potem czy nie doszedł do kontaktu, czy nie otworzył szafki, szuflady, czy nie upadnie przy wspinaniu się na meble. Tak na prawdę najlepiej jakby nieustannie był w zasięgu Twojego wzroku. Tylko, że w praktyce to nie do końca wykonalne prawda? W dużej mierze może Ci wtedy pomóc chusta. Nie będziesz przecież nosiła go cały dzień! Nie pozwoli Ci na to ani dziecko, ani kręgosłup, ani tez zdrowy rozsądek. Mimo to zdążysz wykonać w totalnym spokoju większość wymaganych obowiązków. Tak totalnie bez wyrzutów sumienia. No! Chyba, że masz w domu jeszcze drugiego brzdąca, który w tym momencie chciałby na przykład bawić się z Tobą w berka!
5. POŚWIĘCENIE WIĘCEJ CZASU STARSZAKOWI
Tak więc jeśli masz drugie dziecko, ale ze względu na niemowlę nie poświęcasz mu tyle czasu ile byś chciała to też chusta może być dla Ciebie ratunkiem. Kiedy Ola ma ochotę potańczyć, poukładać ze mną puzzle lub chce pobawić się w chowanego, a Tomek akurat zdaje się być nieodkładalny to jest to idealne wyjście z opresji. Zabawa staje się dla dziecka tym bardziej interesująca, bo może w niej uczestniczyć młodsze rodzeństwo. To bossski patent mówię ja Ci!
6. WYGODA. SZYBKI TRANSPORT
Najlepszy sposób na błyskawiczne wyjście do sklepu po brakujący przecier pomidorowy. Bez szykowania wózka, bez omijania wertepów, bez łażenia dłuższą drogą (z wózkiem to przecież tylko po chodniku), i bez zbędnego szukania smoczka, zabawki, żeby maluch nagle nie zaczął płakać. Tak jak stoisz tak łapiesz klucze, pieniądze i wychodzisz. Chusta przydaje się na szybki spacer, wyjście na pocztę czy wycieczkę do kumpeli. Im większe dziecko tym cięższe. Przez to niestety długość spaceru może być ograniczona.
7. POZYTYWNY WPŁYW NA TWÓJ KRĘGOSŁUP
Odciążenie Twojego kręgosłupa jest bardzo ważne przy nieuniknionycm, codziennym dźwiganiu dzieciaków. Chusty rozkładają ciężar malucha w taki sposób, że po zamotaniu masz wrażenie jakbyś wcale tego dziecka na rękach nie miała. Poważnie. To zupełnie nie do porównania jeśli chodzi o noszenie tradycyjnie na rękach. Dopóki nie spróbujesz sama, to nie uwierzysz jaka to kolosalna różnica. Żaden ze mnie lekarz dlatego więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ. A TUTAJ znajdziesz jeszcze kilka ciekawostek na temat chustonoszenia. A żeby Cię jeszcze bardziej zachęcić przytoczę jeden cytat:
Podczas noszenia dziecka w chuście, podobnie jak podczas każdego innego wysiłku, aktywizują się rozmaite grupy mięśni. Niektóre z nich bardzo ucierpiały podczas porodu. Proste ćwiczenia wzmocnią osłabione partie kręgosłupa i poprawią komfort życia, a także sprawią, że mama odczuje większą przyjemność z noszenia.
NIE NOŚ BO SIĘ PRZYZWYCZAI (:P)
Ja wciąż słucham marudzenia mojego męża na temat chustonoszenia. Z tego co widzę nie jestem w tym odosobniona. O kilku śmiesznych sytuacjach wyczytałam nawet na grupie “Chusty, POLSKA! – nosimy…” . Oprócz interesujących ciekawostek ze świata pozytywnie nakręconych chustoświrek znajdziecie tam informacje na przykład na temat doboru chusty. Dziewczyny są bardzo pomocne i chętnie odpowiadają na wszelkie pytania! Polecam.
“Nie noś bo się przyzwyczai!”
albo…
“Później nie poradzę sobie z nim/nią sam jak będziesz chciała gdzieś wyjść bo inaczej nie zaśnie”
albo…
“Po co Ci to? Wymyślasz! Kiedyś nie było takich pierdół i wszyscy dawali sobie radę”
Panowie uważają, że maluch przyzwyczaja się do noszenia. Że nie chce później bawić się samodzielnie. Że nosząc na rękach możesz bawić się razem z dzieckiem, a w chuście tylko siedzi i się rozgląda (ewentualnie zasypia). Że nie noszone ciągle płacze… No to w takim razie czy to źle? Ja się pytam. Źle, że można je w jakiś sposób uspokoić? Że wiesz, że na rękach u Ciebie im dobrze. Czują się najlepiej. Martwić to się można gdy pomimo kołysania i tulenia maluch dalej płacze…
Jeśli ktokolwiek zarzuci Ci, że nosząc przyzwyczaiłaś do tego dziecko i patrzy na Ciebie z politowaniem powiedz:
“Nie, nie przyzwyczaiłam bo moje dziecko to ssak podobnie jak Ty i ja. Bo wiesz…
“uspokojenie się malucha podczas noszenia jest konsekwencją pewnych uniwersalnych mechanizmów głęboko zakorzenionych u przedstawicieli wielu gatunków ssaków, a nie jak czasem próbuje się interpretować – próbą manipulacji i przejęcia kontroli nad rodzicami przez niemowlę, pozwoli na zmniejszenie rodzicielskiej frustracji spowodowanej płaczem i może w konsekwencji zmniejszyć ryzyko zastosowania przemocy wobec małego człowieka.”
A tak na zakończenie…
Nie łudź się, że z Twoim mężem będzie inaczej. Jeśli będzie Ci kibicował – jesteś szczęściarą. Jeśli nie – to nie panikuj i nie zniechęcaj się. Po jakimś czasie sam będzie Ci pakował chustę do auta nawet na drobne wycieczki. Oni po prostu potrzebują trochę więcej czasu na przywyknięcie do naszych genialnych wynalazków!
A jeśli nie… zawsze możesz go zostawiać na długie popołudnia z jednym a nawet z dwójką dzieciaków.. może po jakimś czasie sam się nauczy motać!? A Ty będziesz miała za to mnóstwo czasu dla siebie… No? No warto!??? 😀 Piąteczka!
________________________________________________________________________
Choooodź 🙂 Zostań z nami na dłużej…
TU OBSERWUJ MNIE NA —> INSTAGRAM
TU MOŻESZ POLUBIĆ MÓJ FANPAGE —> FACEBOOK
Przydatny artykuł! Na pewno wypróbuje metodę z chustą! 🙂
Bardzo się cieszę i gorąco polecam! Chusta to moje wybawienie! ;)))))