Jak każda porządna matka lubię się czasem wysłużyć jakimś gadżetem, kiedy dziecko daje się we znaki. Najpiękniejszy scenariusz pojawia się wtedy gdy wilk jest syty, a owca cała. Maluch ma być zadowolony, a Ty masz mieć czas na gotowanie, malowanie itp. Nie wiem jak wy ale jak dotąd najciężej jest mi zdążyć z obiadem. Najprawdopodobniej dlatego, że żadna ze mnie kucharka (no niestety ;/). Z tego względu trzeba sobie jakoś radzić, a ja napiszę wam jak tu skutecznie zająć dziecko aby zyskać te parę minut więcej.
Po wpisie…
http://crazybutlazymama.pl/2015/12/12/zaklinacze-trzy-pomysy-na-zyskanie-czasu/
… gdzie znajdziemy zaklinacze, które wykorzystywałam, gdy moja córeczka się urodziła nastał czas na kolejne wspomagacze. Karuzela już nie interesuje Oli jak kiedyś, z kołyski wyrosła, a w bujaku już długo nie wysiedzi. Ich czas bezpowrotnie minął, a nastała nowa era – era zabawy – era raczkowania.
1. TRAMPOLINKA
W momencie kiedy moje dziecko siedziało już stabilnie, mogłam wykorzystać gadżet, który odkupiłam od innej mamy już jakiś czas temu. Odczekałam zatem wystarczająco długo aby mieć pewność, że mała jest na tyle sztywna aby wsadzić ją do trampolinki. Jest to wynalazek dosłownie rewelacyjny! Prosty, tani (zwłaszcza jeśli tak jak ja – kupujesz używany) i przede wszystkim skuteczny! Kolory niestety delikatnie mówiąc nie zostały dobrane pode mnie, ale w tym wypadku przymknęłam na to oko – bo warto. Nie jest to chodzik, więc nie ma obaw, że maluch nabawi się wad postawy. Przez moment miałam ogromnego stresa, bo moja pszczółka stawiając swoje pierwsze kroki była lekko skrzywiona. Nóżki i główkę kierowała do przodu i nie chciała się wyprostować. Miałam wrażenie, że to efekt przebywania w trampolince. Na szczęście obawy były raczej bezpodstawne, ponieważ parę kroków dalej wyprostowała się dzielnie, a po dziwnym skrzywieniu nie pozostało ani śladu. Trampolinka obecnie spełnia funkcję obrotowego krzesła z elementami do zabawy. Mała jeszcze nie sięga nóżkami wystarczająco aby opanować sztukę skakania. Na początku sprzęt ten niesamowicie służył mi pomocą, kiedy szykowałam sobie śniadanie. Maleńka mogła przez parę minut zająć się zabawą a ja w tym czasie stołowałam się w kuchni. Ola wtedy z chęcią testowała nowe smaki i domagała się tego samego jedzenia co ja. Szybko zatem trampolinkę zastąpiło krzesełko do karmienia i tak jest do tej pory. Obecnie ten przenośny, żarzący różem mebel, stanowi element wyposażenia mieszkania przydatny od czasu do czasu. Szczególnie w momentach kiedy ani kojec ani inne zabawki nie są interesującym obiektem. Oleńka skończyła niedawno dziewięć miesięcy i najciekawszą zabawą jest teraz dla niej chodzenie. Ohhh mój biedny kręgosłup… Na całe szczęście – głównie moje 😉 w końcu spodobało jej się raczkowanie. Teraz śmiga za mną od pokoju do pokoju i ma z tego niezłą frajdę.
2. KRZESEŁKO DO KARMIENIA
Z pozoru tak niewinny, a tak przydatny sprzęt codziennego użytku. Siedzisko z tacką nie raz uratowało nasz wspólny rodzinny obiad. A właściwie przygotowanie go na czas, bo bywało i tak, że mąż z jednej pracy szedł do drugiej. Miał wtedy krótką przerwę 40minut, podczas której zdążył się wykąpać, zjeść i przebrać. Na szczęście trwało to jedynie nie cały miesiąc, ale zdążyło dać się we znaki. Wracając do tematu – kiedy wszelkie zabawki zawodziły, jedzenie było tym co skutecznie zajmowało atencje naszej córeczki (a to już na pewno ma po mamusi :D). Wsadzałam ją wtedy w fotelik, a na tacce kładłam przeróżne przekąski. O nich też prawdopodobnie kiedyś napiszę. Te magiczne posiłki pozwalały mi dokończyć wszystko na czas. Oczywiście bywało i tak, że po paru minutach musiałam przełożyć małą z krzesełka na podłogę i zastosować broń typu rondel bądź drewniana łyżka. Przeważnie jednak fotel do karmienia spełniał nie tylko swoją podstawową funkcję ale też pomagał, i przecież pomaga do tej pory, wypełniać moje obowiązki.Jednym zdaniem – zasuwaj wyposażyć się w takie cudo!
3. KOJEC
Pisałam już post o tym wynalazku o TUTAJ, ale warto o nim wspomnieć raz jeszcze. Jest to bowiem doskonały sposób na bezpieczne pozostawienie szkraba samego ze sobą. Aż ciężko odejść, patrząc na swoje maleństwo, kiedy tak pięknie bawi się samo zabawkami! Słodzizna!!! Kojec sprawdza się o każdej porze dnia i w każdej sytuacji. Jeśli jeszcze zastanawiasz się nad jego zakupem – Just don’t do it.. 🙂 Poszukaj także używanych egzemplarzy bo warto. Nasz wygląda jak nówka sztuka, a przeżył już harce jednego brzdąca. Dla większych rozbójników świetnym pomysłem są kojce w postaci rozkładanych drabinek. Kiedy do dyspozycji jest większa przestrzeń, możesz ją otoczyć bezpieczną barierą i z czystym sumieniem pozostawić dziecko w ferworze zabaw. Masz wtedy większą powierzchnię do zagospodarowania i zmieścisz więcej zabawek. Na początek jednak taki “kwadracik” spokojnie wystarczy.
4. HUŚTAWKA – SKOCZEK
Dla naszej Oli huśtawka bujana niestety nie była hiciorem. Nie jest to jednak powód aby jej tutaj nie wymienić. Parę razy widziałam jaką niesamowitą radochę sprawia ona innym dzieciom. Zawieszasz huśtawkę na futrynie drzwi i wkładasz malucha w szelki. Dac yt. Dzieciak już robi swoje. Odbija się od podłogi i podskakuje jeszcze lepiej niż na trampolince. Być może nasz skoczek jest za bardzo wyrobiony i dlatego Oli nie udaje się dobrze odbić od ziemi. W tym przypadku zakup używanego sprzętu niestety się nie sprawdził. Mimo wszystko i tak delikatne bujanie na huśtawce i to, że stoi sama sprawiają jej radość. Sprawdźcie na yt jak fajnie wygląda mały dzieciaczek na takim skoczku. Z perspektywy czasu stawiałabym na nową huśtawkę – nieużywaną. Kosztuje dwa razy drożej ale myślę, że warto.
5. ZABAWKA WIELOFUNKCYJNA
Na samym końcu, lecz nie dlatego, że jest najgorsza, uplasowała się zabawka wielofunkcyjna. Zasługuje bowiem na piedestał naszego rankingu. Żadna inna zabawka jej nie zastąpi, ani jej nie przebije. Z takim mega gadżetem można zrobić wszystko! Nie dość, że jest skuteczna to na dodatek edukacyjna! Gwarancja, że dziecko będzie zadowolone jest stuprocentowa. W dodatku nie psuje się i jest zasilana energią odnawialna. Jedyny mankament to to, że nie można jej mieć 24h na dobę. Właściwie dostępna jest średnio po godzinie 15:00. Już wiesz o co mi chodzi? A raczej o KOGO. Nie ma chyba co tu dużo pisać. Tatuś wygrywa wszelkie zestawienia. Tatuś to nasza “supergadżetozabawka”, z pomocą której jesteś w stanie zostawić dziecko i zrobić wszystko czego potrzebujesz – bez stresu i bez obaw. W wersji dla samotnych matek jest to głównie babcia, bądź inny niezawodny członek rodziny. Nie bójmy się zatem skorzystać z ich dobrodziejstwa…
Może sama doradzisz mi co jeszcze może zająć dziecko w fajny sposób? Może masz jakieś extra tajne sposoby? Podziel się z nami matkami 😉 Pozdrawiam!