Chyba każdy z nas miał w dzieciństwie jakieś marzenie. Zastanawialiśmy się kim zostaniemy, co będziemy robić. Nie licząc księżniczek i strażaków prawdopodobnie każdy myślał o tym w czym będzie dobry. Co przyniesie przyszłość. I tak czas mija.. Znajdujemy pracę, żonę/męża.. Kupujemy mieszkanie/budujemy dom.. I… Przychodzą na świat nasze dzieci. I co? I teraz zastanawiamy się kim będą ONI. Czy pójdą w nasze ślady? A może nie! Jeszcze lepiej! Damy im możliwości o których my nawet nie marzyliśmy. Zaszczepimy w nich miłość do tamtego siamtego i owego. Do rzeczy, na które my nie mieliśmy pieniędzy, czasu lub odkryliśmy ich zajebistość zbyt późno. Damy im wszystko co możliwe.
NIC NA SIŁĘ
No nie ukrywajmy jesteśmy tak “skonstruowani”, że dążyć do czegoś musimy. Każdy z nas szukał swojego miejsca na ziemi i próbował sprawdzić w czym odkryje swoje powołanie. Ciekawość pcha nas do przodu, każe podejmować decyzje, które mogą ale nie muszą zaważyć na naszej przyszłości. Czy będę pracoholikiem w korpo czy też bogatym podróżnikiem. Zawodową tancerką a może sprzedawcą w sklepie. Z biegiem lat coraz częściej zaczynamy się zastanawiać co takiego utoruje nam dalszą drogę. Jeśli nam coś nie wyjdzie staramy się dać na to szansę naszym dzieciom. Chcemy wesprzeć ich na każdy możliwy sposób.
No właśnie. WESPRZEĆ. A nie pchać na siłę do przodu. Ciągnąć za rękę i mówić: “Dawaj dawaj! Zobaczysz, jeszcze będziesz mi dziękować!”. Czy z tymi dobrymi chęciami można przesadzić? Przede wszystkim najważniejsza zasada to NIC NA SIŁĘ. Twoje dziecko nie pokocha baletu jeśli będzie do tego zmuszane. Nie będzie czerpać przyjemności z gry w piłkę jeśli będziesz go nieustannie namawiać na trening. To musi wyjść z JEGO serca nie z Twojego. Jedyne co możesz zrobić to pokazać dziecku drogę. A On już sam będzie wiedział, czy nią podąży czy nie.
PODLEWAJ TO CO ZASZCZEPIONE
Kiedy byłam małą dziewczynką biegałam po całym domu i “ćwiczyłam” karate. Dosłownie. Szpagaty przewroty czy kwiat lotosu były na porządku dziennym. Co ja bym dała wtedy za lekcje sztuk walki. Ale w naszym mieście nie było wtedy takich zajęć. Później nadszedł czas na naukę tańca towarzyskiego. Zapisałam się sama właściwie nie mówiąc nic nikomu. Ale z braku partnera do tańca wiecie jak to się kończy. Nie za ciekawie tańczy się z powietrzem. Potem kolejne i kolejne podejścia. A to gra na gitarze, a to koszykówka. Ostatecznie padło na tenisa ziemnego. Totalnie straciłam głowę dla tego sportu. Godzinami siedziałam przed telewizorem i kibicowałam Nadalowi.
Moi rodzice obserwowali coraz to nowe zajawki z boku. W pewnym momencie uparłam się na obóz tenisowy i udało mi się go “wybłagać”. Finisz był taki, że po dwóch tygodniach wygrałam końcowy turniej z dziewczyną, która grała już 7 lat! A ja pierwszy raz miałam rakietę w dłoni. Piszę to by udowodnić, że jak się poczuje do “czegoś” totalną miętę, to oddaje się temu na 100%. Można powiedzieć, że wszystko wtedy przychodzi łatwiej. Naszym zadaniem – rodziców – jest wyczuć moment w którym dziecko się czymś zainteresuje. I wspomóc. Doradzić. W razie potrzeby lekko pokierować. Oczywiście ja też marzę o tym, żeby moje dziecko zagrało ze mną z rakietą w ręce, ale zdaję sobie sprawę, że tysiąc razy bardziej może nakręcić je cokolwiek innego. Taka karma 😉
NASZE ASPIRACJE W STOSUNKU DO DZIECI
Wiążą się np. z:
1. Przyszłym zawodem.
2. Ze sportem.
3. Nauką gry na instrumencie.
4. Nauką języka obcego.
Zawód dziecko i tak wybierze samo. Do tego jeszcze długa droga. Jeśli chcemy aby poszło w nasze ślady możemy pokazywać mu dobre strony naszej pracy. To jednak nigdy nie da gwarancji, że Marysia zostanie weterynarzem, a Kuba będzie pracował w policji. Sport? Daj dziecku opcje. Pokaż sprzęt, zasady gry, baw się z nim, pokaż jak sam/sama grasz. Nie złość się jeśli nie będzie zainteresowany. Za miesiąc sam może Cię poprosić np. o piłkę do siatki. Dlaczego nie? To świetna zabawa, wszyscy tylko zyskują.
GRA NA INSTRUMENCIE…
Gra na instrumencie często oczywiście wymaga namacalnych doświadczeń w tym kierunku. Ale nie zawsze. Na sam początek możesz choćby czytać dziecku muzyczne książeczki. Tak wzbudzisz w nim ciekawość. Trochę teorii np. podczas nocnych dobranocek sprawi, że dziecko z radością będzie umiało przyporządkowac nazwę instrumentu do obrazka. Jakiś czas temu usłyszałam w “Pytaniu na śniadanie”, że tak na prawdę nie ma potrzeby przywiązywać zbyt dużej wagi do tego czy dziecko jest muzykalne czy nie. Właściwie większość JEST. Maluszki bawią się dźwiękami. Wystukują rączką rytm. Podsuwamy im grające zabawki i cieszymy się gdy tworzą jakąś melodię. Ale tak na prawdę to od nas zależy czy muzyka pozostanie w ich życiu czy nie. Oczywiście nie jest to regułą, ale sami wiecie. Jak rodzice posiadają w domu pianino (fortepian? sama nie wiem :D), i korzystają z niego, grają, próbują zaciekawić dziecko to bardzo często im się to udaje. Jeśli widzą jaką wzbudza to radość i zabawę ONE TEŻ TEGO CHCĄ.
UWERTURKI
Jeśli sama nie posiadasz żadnych instrumentów możesz poszukać fajnych książeczek. Ostatnio odkryłam bardzo ciekawą serię Małe PWN: Uwerturki. Takie książeczki dla dzieci 2+, które wprowadzają w cały ten świat instrumentów. Przy okazji ja sama nadrabiam zaległości! Oj ile ja się już z nich nauczyłam! Powinnam tu błyszczeć w tym temacie i rzucać hasłami ale spokojnie… Jeszcze Cię nie zawstydzę 😀 Na razie mamy tylko dwie części i chyba czas powiększyć biblioteczkę. W końcu jak mogę dziecko czegoś nauczyć skoro sama mam nie za wiele pojęcia w danej dziedzinie. Mówię wam! Od książeczek po filharmonię 😀
ENGLISH PLEASE
No i ten język obcy… Najlepiej byłoby znać całe mnóstwo ale jest to oczywiście przesadą. W szkołach przeważnie lecimy głównie z jednym lub dwoma językami jednocześnie. Można wysyłać dziecko na dodatkowe lekcje, kupować specjalne audiobooki itp. Ale można też zacząć dużo prościej. O tym patencie już wielokrotnie słyszałam i sama też osobiście widziałam jego “skutki”. Dzieciaki uwielbiają oglądać bajki! Zamiast zatem puszczać dziecku strzelanki, bijatyki albo pozwalać na oglądanie na youtube dzieci malujących obrazki zadbajmy o to by oglądały coś wartościowego. I tu na przykład sprawdzają się najprostsze bajki po angielsku.
Ja trochę przeoczyłam dobry moment i pomyślałam o tym za późno. Moja prawie już 4-letnia Ola czasami buntuje się kiedy czegoś nie rozumie. Ale taki 2-3 latek ciągle domagający się oglądania telewizji ucieszy się z każdej kreskówki. Małe dziecko nie ma nawyku tłumaczenia obcego tekstu w głowie. A przy okazji osłucha się, oswoi z innym akcentem. Równie dobrze sprawdzi się czytanie książki w obcym języku, śpiewanie rytmicznych piosenek. Dzieci najchętniej uczą się przez zabawę. Sama nie nauczę Oli władać perfekcyjnie angielskim, ale zdarza się, że zagaduję do niej po angielsku. Raz na jakiś czas wtrącę coś w stylu: “you look perfect!”, “what’s that?”. Oczywiście nie przy ludziach ;D Do tego mi daleko i czułabym się skrępowana. Ale co z takich “pogadanek” wyciągnie to już JEJ.
NIE BAGATELIZUJ ZABAWY!
W codziennym życiu zapominamy ile korzyści przynosi wspólna zabawa z dzieckiem. Pamiętacie mój wpis o rozwoju dziecka? To ma największy wpływ na rozwój Twojego dziecka. Najprostsza rzecz, a ogrom plusów niezmierny! Zabawa to wręcz lek na całe zło. Endorfiny, odstresowanie, radość, kształtowanie motoryki, wyobraźni. Tego jest całe mnóstwo! Nic tak nie buduje relacji, więzi, kontroli emocji czy radości z codzienności jak ZABAWA. Jeśli zatem chcesz aby Twoje dziecko korzystało z życia jak najwięcej – podaruj mu swój czas. Nie muszę być Alfą i Omegą, żeby to wiedzieć. Ja po prostu to widzę po mich dzieciach. Ty na pewno też 😉
UMYSŁ JAK GĄBKA
Wszystko co podamy dziecku na tacy jego świeżutki umysł wchłonie jak gąbka. Nie do wszystkiego jednak poczuje zamiłowanie. Możemy mu jednak dać wybór. Dać wiedzę. Pokazać rozmaitość. Zabrać na jakiś mecz, do domu kultury, na występ taneczny. Możemy przyczynić się do organizacji wyjazdów naukowych w przedszkolach i szkołach. Pamiętaj również, że dzieciństwo nie musi zaważyć na przyszłości. Może być kreatywne i budujące bez dodatkowych lekcji czy regularnych treningów! Najpierw postaw na dziecka wnętrze. Na jego samoocenę. Na emocje i budowanie więzi wśród rówieśników.
Grunt to ZBUDOWAĆ W DZIECKU PEWNOŚĆ SIEBIE.
Jeśli się stara, ale mimo to coś mu nie wychodzi – daj mu szansę spróbować jeszcze raz. Niech uwierzy, że mu się uda. Nie podcinaj skrzydeł. Pomóż je ROZWIJAĆ. To od ciebie zależy czy będzie latać. Każde nasze słowo lub zachowanie potrafi ZDZIAŁAĆ CUDA. Im dziecko spokojniejsze, szczęśliwsze, bezpieczniejsze, im ciekawsze, pewniejsze i bardziej zainteresowane, tym lepiej będzie się uczyć. Daj mu się pobrudzić, poszaleć, powygłupiać, ponudzić, ‘porgamolić’. Dopinguj, kieruj – nie popychaj, chwal (ale z rozwagą), wspieraj i z wiarą w jego siły buduj w swoim dziecku to co najważniejsze – pozytywny obraz samego siebie. Dasz radę? Oczywiście, że tak!
Książeczki które pokazywałam możecie kupić TUTAJ —-> Małe PWN: Uwerturki.
Zapraszam 😉