Sposób w jaki powinno się mówić do małego dziecka jest przedmiotem sporów i każdy tak na prawdę kieruje się własnym zdaniem. Natrafiłam jednak na bardzo ciekawy wpis na blogu, gdzie autorka przedstawia pozytywny wpływ zwracania się do dziecka tzw. “językiem rodzicielskim”. Tak właśnie określa ona specjalny sposób zwracania się do dziecka obejmujący modulację głosu pod wpływem wdzięku i uroczego wyglądu niemowląt. Nie ma chyba matki, której nie ścisnęłoby w gardle mówiąc do swojej perełki. Być może po prostu intuicja każe nam porzucić przyzwyczajenie do zwykłego tonu i ciągnie nas w stronę “języka rodzicielskiego”. Patrząc na swoje dziecko, po prostu musisz cokolwiek zdrobnić bo inaczej przepadniesz! Nie ma przebacz – reakcja jak po zjedzeniu ogórków kiszonych – skręca i wykrzywia aż nacieszysz się dziecka uśmiechem.
Czasami zdarza mi się przekręcać słowa w stylu “co się śtało Olinko?”, albo “idziemy sypko sypko na spacerek!”. W większości jednak staram się wypowiadać słowa poprawnie, ale modulacja i intonacja wylewa się ze mnie z wielkim entuzjazmem. Nie mogę przejść obojętnie nie szepnąć do małej ” a cóż to za pięknota leży tutaj taka cudna sliczniusieniunienka!!!” albo “a kogo mamusinka kocha najmocniej na świecie? Olinke?? Taaaak? Olusinke??”. Tak to mniej więcej wygląda i raczej nawet jakbym chciała, nie sądzę abym mogła to zmienić. Na szczęście mowa rodzicielska ma pozytywny wpływ na dziecko, co mnie bardzo cieszy. Ba! Nawet na matkę działa to pozytywnie. Podobno podczas badań wykryto zależność między aktywnością specyficznych obszarów mózgu odpowiedzialnych za mowę, a posługiwaniem się takim językiem. Występuje jednak tylko u matek dzieci jeszcze niemówiących.
Dzieci rodzą się już ze zdolnością mowy, a dokładniej są fizycznie przystosowane do jej nauki. Na początku potrafią płakać i wydają dźwięki, które właściwie ciężko jest nazwać. Moja córeczka tak cudnie kwiliła, że nie mogłam się temu nadziwić. Obecnie, w połowie trzeciego miesiąca, dźwięki zaczęły się przekształcać w tzw. głużenie. W drugim miesiącu warto zwiększyć liczbę i różnorodność bodźców słuchowych. Później, około trzeciego miesiąca, można zastosować tak jak już wspominałam w poprzednich postach – skarpetki z grzechotką i kolorowe opaski na rączki. Dziecko już chętniej nas słucha i sprawia wrażenie jakby próbowało zrozumieć – o co tej mamie chodzi. Dlatego też mówmy do dziecka jak najwięcej, o wszystkim i o niczym. Można czytać książeczki, opowiadać bajki i recytować wesołe wierszyki. Na początku zaś nie ważne jest tak na prawdę co mówisz ale JAK MÓWISZ. Aktywność elektryczna mózgu niemowląt jest podobno większa gdy słuchają języka rodzicielskiego. Pod jego wpływem przepływ krwi w pewnych obszarach mózgu zwiększa się nawet podczas snu. Ponadto dzięki temu dzieci dużo częściej gaworzą i w ciągu roku zwiększają znacznie zasób słownictwa.
Jak więc zwracać się do dziecka? Podobno warto mówić powoli i wyraźnie, rozciągając samogłoski, przesadnie intonując a przy tym uśmiechać się wesoło do maleństwa utrzymując kontakt wzrokowy. Można również rozkładać słowa na sylaby – MA-MA; TA-TA; AU-TO, oraz wymawiać poszczególne literki przesadnie pokazując sposób wymowy (O-O-O; A-A-A; P-P-P; itp.). I co jeszcze się dowiedziałam – jeśli dziecko zaczyna głużyć – trzeba dawać mu wrażenie rozmowy. Jeśli zatem powie gchrrr, odpowiedz tym samym lub podobnym trrr; brrr; guuu itp., lub po prostu zacznij udawać, że mówi coś niesamowicie ciekawego – “Ahaaaaa.. no niemożliwe! na prawdę??”. Świetna zabawa i radocha gwarantowana zarówno u Ciebie jak i u dziecka. Na początku Ola się bardzo dziwiła, że jej odpowiadam. Teraz uśmiecha się cudownie na każde moje guganie i robienie rurek i zawijasów z języka.
Warto przeczytać również wpis z blogu Mataja o którym pisałam, ponieważ ja zawarłam tu jedynie jego mały skrót. Oprócz tego należy pamiętać, żeby do dziecka MÓWIĆ, MÓWIĆ I JESZCZE RAZ MÓWIĆ..