ŻAŁUJĘ, ŻE NIE ZROBIŁAM TEGO ZANIM ZOSTAŁAM MAMĄ
Na ogół przyjmuje się, że w życiu nie powinno się niczego żałować. Mówią: “jesteś kowalem własnego losu” , “rób co chcesz, niczego nie żałuj”. I takie tam bla bla bla. Dziecko nie powinno być też żadnym ograniczeniem. Wręcz przeciwnie. Przy dzieciach podobno dopiero rozwija się skrzydła. No dobra. Ale chyba przez pierwsze dwa-trzy lata przede wszystkim uczymy się sztuki cierpliwości i wyrozumiałości. I przy okazji oczywiście zgłębiamy tajniki prawdziwej miłości. No tak, tak.. To wszystko prawda, ale jest jednak taka jedna rzecz, którą bardzo chciałabym zrobić jeszcze zanim zaszłam w ciążę. Oczywiście mądry Polak po szkodzie bo doszłam do tego wniosku dopiero przy drugim dziecku. Ale dobrym naszym zwyczajem lepiej późno niż wcale. A nie… w tym wypadku to i tak już pozamiatane. Ale spokojnie, może jeszcze nic straconego…
Od kiedy tylko pamiętam siedziało mi to gdzieś to w głowie. Niestety brak wiary we własne siły, ciągle odkładanie na później, strach, i oczywiście pieniądze (A raczej ich brak) nie pozwalały mi tego marzenia zrealizować. A tak naprawdę te pieniądze to taki gwóźdź do trumny natchnienia. Tak na prawdę wystarczyło wziąć sprawy w swoje ręce i nie czekać na cud z nieba. Zwalczyć ten słomiany zapał. Nie zastanawiać się kiedy w końcu przyjedzie rycerz na białym koniu i zabierze mnie w świat. Nie zwalać winy na nic ani na nikogo. Tylko zakasać rękawy i zaplanować swoją wielką wymarzoną podróż. Tam gdzie Cię dosłownie wydrze z butów. Gdzie na sam widok wyszeptasz “Dobra, teraz to już mogę umierać”. No wiesz o co mi chodzi prawda? W życiu trzeba zaliczyć chociaż jeden taki wypad w wymarzone miejsce. O którym resztę życia będziesz oczywiście wspominać. I to najlepiej na dłużej niż na dwa tygodnie. A co mi tam! Na miesiąc! Albo i trzy! Tak żeby jednocześnie porządnie zatęsknić za swoim własnym domkiem. I polecam to każdej z was, która ma jeszcze taką możliwość.
To już nie to samo…
Bo wiesz.. Chodzi o to, że po urodzeniu dziecka już NIC nie jest tak jak dawniej. Jest oczywiście o tysiąckroć lepiej, ale jest jedno ALE. Bo mimo iż w taką podróż możesz wyruszyć w każdym etapie swojego życia, to nigdy nie będzie to już podróż o której mówię. Taka kiedy myśli się tylko i wyłącznie o własnej przyjemności, bez żadnych zobowiązań i ograniczeń czasowych. Bez zostawiania dzieci choćby w najlepszych rękach na świecie. Bo to już zawsze będzie “wyjazd BEZ dzieci” . Już zawsze będzie się to wiązało z uczuciem pozostawiania cząstki siebie. I choć na pewno uda mi się wyjechać kiedyś z mężem we dwoje, już zawsze kątem oka będę spoglądać na ekran telefonu z myślą co tam u nich słychać.
Tymczasem zadowolę się jakimkolwiek wyjazdem z dziećmi. I mówię to ja Katarzyna Zocha CLMama, której dzieci (oboje!) potrafią nie raz dać czadu nawet na trzynastokilometrowym dystansie samochodem. Uwierzcie mi, choć to niewiarygodne! W każdym razie na tysiąc procent mają to po tatusiu. Ja mogłabym zostać nawet przewodnikiem turystycznym i obstawiać nawet najdłuższe trasy ever. Na razie jednak szkolę się w śpiewaniu, wygłupianiu i wymyślaniu wszelkich zabaw, żeby tylko przetrwać te dłużące się kilometry.
Nothing is impossible…
Taki wyjazd. Powiedzmy miesięczny. Wydawał mi się kiedyś NIEMOŻLIWY. Niewykonalny organizacyjnie, psychicznie, fizycznie, a przede wszystkim finansowo! Jakże ja się myliłam. Złej baletnicy to i rąbek u spódnicy… Jeśli tylko dobrze zaplanuje się cały pobyt, przemyśli wydatki, zapakuje odpowiednio plecak i zabukuje loty – w miesiąc można nawet zmieścić się w 5-6 tysiącach na osobę (razem z transportem!). Wiem, że to możliwe, bo znam osoby które na trzymiesięczny wyjazd do Azji przeznaczyły jedynie 10 tysięcy na osobę. Wszystko zależy od wymaganego komfortu, rodzaju transportu, innych udogodnień i priorytetów. Tak więc jeśli nie przeszkadza Ci od czasu do czasu ruszyć na stopa, czy też doświadczyć noclegu pod gwiazdami to nie marnuj więcej czasu. Jadąc z dziećmi taka opcja definitywnie odpada, ale jadąc we dwoje czemu nie? Pełen spontan.
Zawsze chciałam spakować plecak i dosłownie “wsiąść do pociągu byle jakiego”. Przeżyć przygodę życia. Spać w namiocie, kombinować transport, wypożyczyć skuter, skakać z klifu, pływać kajakami, łapać okazje, tańczyć w nocy na plaży przy ognisku, poznawać ciekawych ludzi, odkrywać niesamowite miejsca, podziwiać zachody słońca, najlepiej codziennie w innym miejscu, organizować piesze wycieczki, zdobywać szczyty, robić pikniki tam gdzie ma się ochotę, lub odkrywać klimatyczne, niedrogie knajpki. Jest tak wiele możliwości. Tyle miejsc! Tyle opcji… że aż głowa boli. Pokonaj własne słabości, poczuj adrenalinę, a jednocześnie wyleguj się godzinami w błogim nicnieróbstwie czy też doświadcz przyjemności z odkrywania “innych światów”.
Do odhaczenia!
Dla mnie największą przeszkodą zawsze jest strach. Kurczę ja się boję nawet przed każdą najmniejsza podróżą. Nie mam żadnej traumy, żadnych złych wspomnień czy jakiegoś większego powodu. Po prostu na samą myśl wyjazdu flaki wywracają mi się do góry nogami. To chyba dla mnie główny powód dlaczego jeszcze do tej pory nie wyjechałam w taką podróż. Moim największym krokiem naprzód był samodzielny wyjazd na zorganizowany spływ kajakowy. Dwa razy. Oczywiście zakochałam się w naszych Polskich Mazurach. Kto był na takim spływie powinien wiedzieć o czym mówię. W każdym razie właśnie wtedy udało mi się spakować plecak, namiot i ruszyć przed siebie (chyba z dziesięcioma przesiadkami) z naszej małej mieściny w Świętokrzyskim do Sorkwit. Polecam każdemu!
Jakiś czas temu postanowiłam sobie, że wykonam listę rzeczy do zrobienia. Typu: przejechać się konno po wybrzeżu, wyruszyć na spływ kajakowy, zdobyć jakiś szczyt, dotknąć flaminga, zobaczyć delfiny w ich naturalnych środowisku, popływać wśród raf koralowych najlepiej Australii, wejść na najwyższy budynek świata, zatańczyć w najlepszym klubie świata itp. Boję się tylko jednego. Że nazbiera się tego tyle.. że nie będzie gdzie tego trzymać! 😉 Na skok ze spadochronu na obecną chwilę brakuje mi odwagi. Po urodzeniu dziecka mam wrażenie, że moje życie stało się bardziej wartościowe. W końcu kto mnie zastąpi nie? Postaram się więc zapisać takie rzeczy, żeby mi pikawa nie stanęła. Mało tego! Namówię do tego mojego męża, a później porównamy nasze listy. To co się nałoży przejdzie na sam początek a resztę wykonamy później.
W całym naszym życiu chodzi o to kto ma jakie względem niego oczekiwania. Jeden ucieszy się na widok egzotycznej, boskiej plaży, drugiego zaś oszołomi widok Azteckiej piramidy. Jednym podobają się ptaszniki, drugim natomiast Białowieskie żubry. Wszystko zależy od punktu widzenia i każdy może sobie sam wyznaczyć takie must see, must be, must do. Mimo wszystko warto jest mieć takie cele. Warto jest cieszyć się z każdego nawet najmniejszego kroczku. Tak na prawdę powinniśmy się cieszyć zwiedzając choćby oddalony od nas o setki kilometrów Toruń! I jedno jest jeszcze pewne…
Życie jest zbyt krótkie, żeby siedzieć w domu!
________________________________________
Choooodź 🙂 Zostań z nami na dłużej…
TU OBSERWUJ MNIE NA —> INSTAGRAM
TU MOŻESZ POLUBIĆ MÓJ FANPAGE —> FACEBOOK