ZE WSZYSTKICH ŚLINIACZKÓW – WYBIERZ TYLKO TEN!
No dobra. Temat mógłby się wydawać mega błahy. Ale sama pomyśl ile przerobiłaś do tej pory śliniaczków? A jakby tak jeden załatwiał sprawę bez potrzeby kupowania i testowania dziesięciu tysięcy innych? Nie chcę się chwalić, ale ja sobie taki załatwiłam. Chcesz wiedzieć jak to zrobić?:
Prosty tutorial jak nie przepłacać za śliniaki:
- Przeczytaj ten wpis (a no tak, właśnie czytasz..),
- Idź do sklepu (lub wejdź online),
- Kup TEN / TEN śliniaczek, lub TEN
- Wróć do domu i schowaj resztę śliniaków (lub zachowaj je dla ząbkującego następcy – jako „ślinołapy”).
Mówię tu o śliniaku głównie na etapie „Ja SIAM!”. Czyli oczywiście od momentu kiedy maluch definitywnie wyprasza sobie Twoją pomoc w pochłanianiu obiadku. Głównie zupki. O zgrozo ;). Jak wiadomo duża jej część ląduje wtedy na …. No wszędzie dookoła.
Przez te dwa lata zdążyłam już nagromadzić kilka rodzajów egzemplarzy. Od materiałowych, po podbite folią i na tych w całości z tworzywa sztucznego kończąc. Każdy jeden miał jakąś wadę. A to (wiadomo) przemakał, a to za miękki, a to za sztywny, a to zaginał się pod brodą i wszystko leciało pod spód. Kurczę! Wybór jest gigantyczny. Kolory, kształty, materiały, a to wszystko o dupę potłuc (jakby to moja babcia określiła). Na co mi piękny czerwony śliniak w kolorze moich tapet, skoro i tak wszystko z niego spływa.
Ten jednak jest po prostu idealny. Nie dość, że można odpiąć zawinięty „schowek na potem” od reszty, to jeszcze myje się go bardzo wygodnie i w ogóle się nie zawija. Jest miękki tam, gdzie ma być miękki, a sztywny tam gdzie sztywny być powinien! Zapinany jest na rzep, więc wygodnie i szybko można go zdjąć. Właściwie to akurat czasami może być wadą, szczególnie kiedy “ja siam!” sprowadza się też do samodzielnego pozbywania się śliniaka z szyi (wciąż nad tym pracujemy). Plastikowy spód chowa się pod tackę tak, że nie trzeba na kolanka podkładać ręcznika na wszelki wypadek. No chyba, że dziecko wyrosło z krzesełka i tacka znajduje się dużo niżej niż wcześniej. Jak widać na zdjęciu moja Olka właściwie powoli ze swojego wyrasta. Na szczęście kupiliśmy takie krzesełko, które po odkręceniu nóg kładzie się na zwykłym krześle i maluch może jeść z rodzicami przy stole. Super sprawa.
Nie sugeruj się zatem przy wyborze śliniaczka estetyką (choć ten jest wg mnie bardzo ładny), lecz funkcjonalnością. Po każdym obiadku płukasz go pod bieżącą wodą i voila. Próbowałam znaleźć jakiś porządny link, gdzie kupicie sobie ten gadżet online. Niestety obecnie na Smyk.com nie ma tego produktu w magazynie, ale tam sytuacja zmienia się co chwilę. W każdym razie jest to śliniak SMIKI (SILLY MONKEY) i są do wyboru dwie opcje kolorystyczne. Stacjonarnie powinno być łatwiej. Ja dałam za mój 19,99zł. No to tyle. Trzymajcie się!
________________________________________________________________________
Choooodź 🙂 Zostań z nami na dłużej…
FOLLOW ME —> INSTAGRAM
LIKE MY FANPAGE —> FACEBOOK