Jakby tego było mało…
Po dość długiej przerwie, pół żartem pół serio, wracam do was z gównianym tematem. Tak jest! tematem, który spędzał nam sen z powiek przez jakiś czas. Moja nieobecność związana była z przygotowaniami do prawdopodobnie najważniejszego egzaminu w moim życiu. Egzaminu na uprawnienia budowlane, które udało mi się uzyskać (<tańczę>!! <3). Cały listopad był serią zdarzeń, które jak na złość przekonywały mnie na każdym kroku, że chyba jednak warto podejść w sesji wiosennej. Pomijając fakt, że 1 listopada odbyły się urodziny Oleńki (przy czym były to dwie imprezy o których prawdopodobnie niedługo napiszę), reszta była po prostu do dupy…
Najpierw wylądowałyśmy w szpitalu na parę dni z ostrym zapaleniem krtani. Totalny hardcore. Dziecko nagle obudziło nam się w środku nocy i zaczęło kaszleć jakby szczekało. Zapalenia krtani nigdy nie miałam dlatego moja panika sięgnęła zenitu gdzieś nad ranem i zdecydowaliśmy się pojechać na SOR. W szpitalu okazało się, że nie jesteśmy wyjątkiem i już na oddziale czekały na nas dwie inne mamy z dziećmi o identycznym kaszlu. Opcja pozostania w szpitalu była niestety jedynym wyjściem. Mimo tego, że naukę musiałam odstawić w kąt nie widziałam innej opcji. Jedynym czego potrzebowałam w tamtej chwili było to, aby Ola już wyzdrowiała. Terminu egzaminu jeszcze wtedy nie znałam, więc myślałam, że już praktycznie pozamiatane. Uczyłam się w szpitalu po nocach ile tylko mogłam modląc się o szybki powrót do domu. Na szczęście Oleńce poprawiło się już po pierwszej kroplówce i po kilku dniach byłyśmy już w domu. Obyło się nawet bez antybiotyku. Kaszel wciąż nie znikał ale był sporadyczny. Jedyny plus pobytu w szpitalu był taki, że chcąc pobrać mocz do badania musiałam pomęczyć Olę na nocniku – co zaowocowało tym, że nauczyła się z niego korzystać nie tylko w celu zrobienia Ee. Problem pojawił się natomiast jakieś trzy dni później…
Jako taką małą adnotację dodam, że znalazłam bardzo fajną maść rozgrzewającą dla dzieci powyżej roczku. Nazywa się Febricold. Uwielbiałam, kiedy mama smarowała nas Vicksem. Bardzo miło wspominam cały ten rytuał. Niestety Vicks jest przeznaczony dla dzieci powyżej 6 roku życia!
Pierwsze objawy
Rozpoznać biegunkę potrafi oczywiście każdy głupi. Problem polega jedynie na tym, aby rozróżnić czy jest ona wywołana jakimś zatruciem, czy też dziecko dopadł wirus. Jedyne co tak na prawdę wiedziałam na temat biegunki u dziecka to właśnie to, że jest ona niebezpieczna mniej więcej do roku czasu. Między innymi dlatego warto zaszczepić dziecko na rotawirusy. Na szczęście nasza Ola miała już ponad rok. Podobno każdej biegunce towarzyszy gorączka więc nie jest ona wyznacznikiem. Po karmieniu pojawiły się również wymioty. Później okazało się, że to przez laktozę. Pierwszego dnia tak na prawdę zastanawiałam się czy to po prostu przejdzie czy też trzeba jechać znowu do szpitala. A może z takimi przypadkami idzie się do przychodni. Jeśli to wirus, to pozarażamy wszystkie dzieci w przychodni, a pewnie i tak trafimy do szpitala. Jak chyba każda zielona w tym temacie mama posłuchałam się własnej mamy i odczekałam jeden dzień.
Drugiego dnia, kiedy biegunka wciąż nie przechodziła, a gorączka wzrosła do 38,7 złapałam za telefon i zadzwoniłam do przychodni. Decyzja: “Jeśli dziecko ma gorączkę powyżej 38,5 (a jest to małe dzieciątko) i stan się wręcz pogarsza, to przyjedzie nawet i karetka, jeśli natomiast gorączka spadnie to przyjeżdżać do przychodni”.
Temperatura spadła więc godzinę później byłyśmy już na konsultacji. Padło pytanie czy dziecko jadło ostatnio jakieś ciastka z kremem albo coś w tym stylu. Jednak pobyt Oli w szpitalu gdzie na drugim bloku panowały rotawirusy, oraz dokładne zbadanie brzuszka skłaniały się raczej bliżej wirusom.
Zalecenia:
- poić dziecko dużą ilością wody,
- podawać kroplówkę do rozpuszczania z wodą (Acidolac, Acidolit)
- podawać leki na biegunkę (Tasectan 250mg – w proszku),
- odstawić mleko (!), ewentualnie kupić mleko bez laktozy Enfamil O-Lac,
- podawać dania lekkostrawne typu: ryżanka, gotowana marchewka, kleik ryżowy, kleik kukurydziany itp.,
- w razie gorączki podawać jak do tej pory czopki z paracetamolem, lub paracetamol doustnie w syropie (mówiłam już, że uwielbiam te czopki? już drugi raz wybawiły nas od gorączki! I HATE gorączka!).
Wszystko kupiłam BEZ RECEPTY
Nie miałam pojęcia, że jest coś takiego jak Acidolac. Takie probiotyki to świetna sprawa, ponieważ najbardziej stresującą sprawą którą ciągnie za sobą biegunka jest wypłukanie organizmu z wszelkich elektrolitów, wartości odżywczych itp. Jeśli dziecko nie chce nic jeść, zaczynamy panikować. Poza tym ponowna opcja zakładania Oli welflonu byłaby dla mnie katastrofą i nie chciałam znowu tego przeżywać (z resztą i ja i Ola!). Na szczęście obyło się bez szpitala, a biegunka zniknęła po trzech dniach zmniejszając się stopniowo. Dwie noce miałyśmy jednak nieprzespane, bo odstawianie od piersi nigdy nie przychodzi tak OD HOK. To właściwie MEGA ciężka sprawa. Nie tylko dla dziecka. Ja byłam przerażona. Właściwie do tej pory jestem wkurzona, smutna i zawiedziona. Najpierw wydawało mi się to dobrym pomysłem, bo mogę odstawić dziecko nie czując wyrzutów sumienia. W końcu nie było to zależne ode mnie. A teraz i tak czuję się jak zła matka. I do tego SSStrasznie mi tego brakuje. Tulenia do cycusia.. gilania.. tulenia… Ehh…
ALE
Na szczęście maleńka dalej tuli się do piersi (przez co nie mam poczucia, że jestem już jej niepotrzebna). Jednak mama… to zawsze mama 😉 Ale o tym już innym razem.. Narka!
Życzę wam, żeby ten post był tylko profilaktyczny i żeby nigdy waszych dzieci biegunka nie dopadła. Amen.
Ja od siebie moge Ci podrzucić active flora baby. u mojej hanki działa świetnie, zwlaszcza w połączeniu z antybiotykami 🙂
Oby na razie nie było nam potrzeba bo już spory czas minął od biegunki ;))) będę miała jednak na uwadze na przyszły raz (oby go nie było ;)) Pozdrawiam!