5 RZECZY KTÓRE ZADZIWIŁY MNIE PO URODZENIU DZIECKA
Macierzyństwo zmienia nasz światopogląd i wprowadza mnóstwo innowacji do naszego życia. Po dłuższym zastanowieniu mogę wymienić przynajmniej pięć rzeczy, które totalnie mnie zadziwiły po urodzeniu dziecka. Myślę, że znajdzie się jeszcze parę, ale skupmy się na tych najistotniejszych…
1. NOCNE POBUDKI – Przede wszystkim jestem w szoku, że w ogóle potrafię obudzić się w nocy do dziecka. Wcześniej można było wiercić przy mnie wiertarką i wynosić mnie razem z łóżkiem, a ja i tak spałam w najlepsze. Niektórym udało się nawet ze mną porozmawiać przez sen. Nic oczywiście nie pamiętałam, a większość osób nawet nie zorientowała się, że tak na prawdę jestem jeszcze na “nieświadomce”.
Obecnie każdy ruch mojego dziecka, każde stęknięcie jest wyczuwane przez całe moje jestestwo w trybie natychmiastowym. Każda cząsteczka mojego ciała jest w gotowości, aby poderwać się do dziecka jeśli się tylko obudzi. Nie mam pojęcia jakim cudem chrapanie mojego męża jest przy tym bzyczeniem muszki owocówki! Przecież moje dziecko nawet nie płacze w nocy, a ja i tak się obudzę razem z nią. NO JAK TO JEST MOŻLIWE?
2. MIŁOŚĆ BEZKRESNA – Moja teściowa zapytała się mnie kiedyś: “I jak? Wyobrażałaś sobie, że można kogoś tak kochać?”. O niebiosa… nawet sobie nie wyobrażałam, że mogę sobie wyobrażać, że można kogoś tak kochać! To zakrawa na jakąś chorobę miłości! To chore! Ale tak cudownie chore, że mam ochotę wykrzyczeć to na cały głos! Jeśli powiem, że chce mi się płakać z miłości na samą myśl o mojej kruszynce, nie będzie to jednak zbyt miarodajne ponieważ mój mąż już wtrąciłby to swoje “przecież Ty nawet na reklamach płaczesz”. Jest to jednak tak niewiarygodnie silne uczucie, że aby dać mu upust trzeba to jakoś wycisnąć z siebie, wyturlać z impetem! Można to odrobinę porównać do motylków w brzuchu kiedy dowiadujesz się, że Twoja sympatia też coś do Ciebie czuje. Tylko, że trwa to cały czas, jest silniejsze i o nieco innej barwie. Każdego dnia możesz przyznać, że życie na prawdę jest piękne!
3. CODZIENNE SPACERY – Ze względu na moje lenistwo co do tego typu rozrywki bardzo bałam się, że nie podołam zadaniu i zaszyje się w cieplutkim kącie tak jak to zwykle o tej porze roku. Zanim urodziłam dziecko wychodzenie zimą z domu było dla mnie niemal karą. Poza tym mogłam przecież sobie pofolgować i schować pod ciepłym kocykiem z gorącą herbatką w ręce. Teraz sytuacja się zmieniła i wcale nie powiem że na gorsze! Wręcz przeciwnie! Taka aktywność wpływa niesamowicie pozytywnie zarówno na Olę jak i na mnie. Ośmielam się rzec, że jest wręcz zbawienna na moje dobre samopoczucie. Na codziennym spacerze mogę oderwać się od wszystkiego, pomyśleć, poplanować, pooddychać świeżym powietrzem i nacieszyć się aktywnym odpoczynkiem. Po powrocie czuję się rześko i mam więcej energii niż bez wychodzenia z domu. Taki mały reset.
Właściwie jeśli czasem nie uda mi się wyjść ze względu np. na zbyt duży mróz lub deszcz, to dopadają mnie wyrzuty sumienia. A bo dziecko nie pooddychało świeżym powietrzem, nie dotleniło się, a bo będzie mi chorować, a bo nie dośpi tak jak powinna itp. Jestem zatem w ciężkim szoku, że aż tak tego potrzebuje i potrafię bez trudu pokonać moje lenistwo. I to bez względu na temperaturę (w ramach rozsądku, bo poniżej 9-10 stopni nie wychylałyśmy nosów zza drzwi). Aż strach pomyśleć co będzie się działo w lato. Prawdopodobnie czasem… to będę… ale w domu.
4. CZASU PRZEMIJANIE – Podczas tych paru miesięcy odczułam, jak ważny jest czas, a raczej jak odczuwalny jest jego brak. Wszystko musiałam rozplanować i wyrobić się zanim maleńka się obudzi. Teraz mała potrafi poleżeć sama ze sobą i zająć się zabawką. Nie oznacza to jednak że leży tak całe dnie. Wciąż dobra organizacja sprawia mi nie lada wyzwanie. Obecnie opracowałam technikę sprzątania i załatwiania własnych spraw późnym wieczorem, kiedy Ola śpi.
Dopiero teraz do mnie dotarło ile czasu marnotrawiłam będąc bezdzietną kobitą. Macierzyństwo sprawia, że w ciągu pięciu minut jestem w stanie się wykąpać, umyć włosy, nabalsamować i zanim się obejrzę już pędzę do dziecka. Tak było głównie na początku. Sytuacja emergency pojawiała się głównie jeszcze w szpitalu i na początku kiedy najchętniej nie odstąpiłabym małej na krok. Czasami tak byłam wciągnięta w zabawę z moim maleństwem, że zdarzało mi się zapominać o posiłku. Szczególnie o drugim śniadaniu. Teraz staram się też czasem egoistycznie pomyśleć o sobie i częściej zostawiam dziecko pod opieką tatusia.
5. DAJĘ RADĘ! – Pamiętam jak bałam się, że nie będę dobrą matką, że nie obudzi się we mnie instynkt macierzyński. Szybko jednak okazało się, że kompletnie nie było sensu trząść portkami. Owszem początki były różne, ale po jakimś czasie wszystkiego się nauczyłam. Kąpiel, przebieranie, i karmienie piersią to wszystko to pestka. Gdzieś po miesiącu rozpoznawałam już nawet płacz dziecka w zależności od jego powodu. Z dnia na dzień poznawałyśmy się z Oleńka coraz lepiej, a teraz widzę to jak czuje się przy mnie bezpiecznie.
Nie mam pojęcia jakim cudem ale zawsze wiem o co chodzi mojemu dziecku. Nie pytajcie dlaczego.. to się chyba po prostu wyczuwa i tyle…EDIT: Zapomniałam jeszcze, że niezłym szokiem jest dla mnie przebieranie dziecka. Chodzi mi właściwie o kupki! Parę lat wstecz mojego siostrzeńca przebierałam ze spinaczem na nosie, ledwo przeżywając do końca akcji. Bałam się, że z moim dzieckiem będzie podobnie. Tymczasem zmiana pieluszki jest dla mnie oczywistą oczywistością! BA! Ja to na prawdę lubię… ale poczekaj poczekaj! Jak zacznie jeść więcej niż mleko mamusi to sytuacja może się zmienić… zobaczymy 😉