O MATKO! JAK MNIE TO WSZYSTKO DRAŻNI!
Tak strasznie irytuje mnie gdy:
- Ona chce teraz, a nie zaraz i nie interesuje ją fakt, że bardzo mi się spieszy,
- Walczę z nią o wypicie syropku, popołudniową drzemkę, kolor kredki!
- 90/100 przypadków walczę o zmianę pieluszki, bo Ona przeważnie nie ma ochoty jej zmieniać. Ba! Może w tym samym pampersie latać najlepiej przez cały dzień!
- Muszę wyjąć pranie, powiesić je, zrobić zupę, posprzątać kuchnię i wyjść z dziećmi na spacer, a Ona tak słodko prosi żebym z nią potańczyła i ciągnie mnie za rękę co pięć minut w stronę swojego pokoju,
- Mały płacze w niebogłosy, a Ona akurat w tym momencie potrzebuje stuprocentowej uwagi,
- Ona daje mi popalić pół dnia, więc rzucam wszystko w cholerę (bo przecież dziecko potrzebuje uwagi i chcę jej dać właśnie tyle ile na to zasługuje, a nawet więcej), a On przychodzi z pracy i rzuca od niechcenia “co tu taki syf?”,
- Walczę z Nią za każdym razem kiedy chcę założyć chustę. Gdy mały płacze – jestem zdenerwowana jeszcze bardziej!
- Ona nie może zdecydować się którą bajkę obejrzeć, a ja dziesięć minut wskazuje jej kolejną opcję (dlaczego wyświetlają się wszystkie na raz bosshhh mniejszy wybór mniejszy problem. W ogóle po co pokazaliśmy jej internet w TV? Kiedy to się stało?),
- Nie słucha mnie kiedy tak bardzo chcę jej coś wytłumaczyć,
- Rozleje sok i cały salon staje się placem zabaw łącznie z kanapą, stołem i młodszym bratem,
- Jakimś cudem dorwie telefon i schowa się pod stołem, żeby choć chwilę wypstrykać wszelkie możliwe aplikacje,
- On nie chce zasnąć, a ja zaplanowałam szereg zajęć z Nią i nie mogę ich wykonać dopóki go nie uśpię,
- Znajduję w ciągu dnia ten moment sam na sam z Nią, a On akurat budzi się dużo wcześniej niż zwykle,
- Chcę coś wymyślić kreatywnego, ale Ona woli bawić się w coś zupełnie innego,
- Prosi mnie o pokolorowanie rysunku kolorowanki, a za chwilę nie pozwoli mi jej dokończyć, przekłada co chwile na inną stronę lub zabiera kredki ewentualnie wręczając co chwile inną,
- On przychodzi do domu i bawi się z Nią podczas gdy ja muszę jeszcze tyle rzeczy ogarnąć. Bo kto wstawi zupę do lodówki, kto umyje butelki, kto naszykuje mięso na drugi dzień, kto przyszykuje śmieci do wyrzucenia, kto umyje wannę bo dzieci muszą się dzisiaj wykąpać, kto przygotuje ubrania dla dzieci na następny dzień, kto da witaminy, kto zamiecie salon (bo jakby nie było od czasu do czasu trzeba), kto przepierze śpioszki Beckmanem bo inaczej się nie dopiorą, kto dopilnuje, żeby pieluszki były suche, kto pamięta o codziennej porcji owoców, kto pamięta o napojach, lekach, drzemkach, jedzeniu i w ogóle o wszelkich MUST BE in da hause!?
- On ma czas na oglądanie telewizji, a ja nie potrafię usiedzieć dłużej niż pięć minut bo ciągle mam coś w głowie do zrobienia,
- Ona krzyczy, że chce baje. I nie obchodzi jej to, że oglądała już dzisiaj i Dorę i Maszę. Chce baje i koniec kropka.
Denerwuje mnie to, że:
- Ciągle chcę odłożyć parę groszy na konto oszczędnościowe, a jednak co miesiąc wypada coś innego do zapłaty. Jak nie prąd, to apteka, to szczepionka, to nowy czajnik, to pudrowo-różowy balon w galarecie,
- Szkoda mi pieniędzy na jakikolwiek zabieg u kosmetyczki, a przecież każda z nas ma ochotę czasami zrobić coś dla siebie,
- Chciałabym wyjść na meeting z dziewczynami, ale zwyczajnie mi się nie chce. A jak mi się już chce to zazwyczaj wszystkie są w rozjazdach,
- Zbieram się notorycznie na sztangi (trening), ale wypada mi zostać w domu bo dzieci chore, bo trzeba zrobić trzy prania, bo nie mam siły, bo znowu zapomnę,
- Marzy mi się rozłożyć na kanapie cztery litery i w spokoju z mężem obejrzeć jakiś film akcji. Jak kiedyś. Na totalnym luzie! Ale dzieci za późno chodzą spać i summa summarum na koniec mam jedynie ochotę paść na pysk,
- Po raz enty miałam iść na zakupy TYLKO DLA SIEBIE, a nie mogę powstrzymać się od kupienia nowych spodenek dla Oli – przecież jest taka wypasiona promka, że nawet te bluzeczki błagają, żeby je wziąć!
- Pragnę wakacji pod palmami, wyjechać, odpocząć i poczuć co to totalny relax. Ale dzieci rosną i trzeba pomyśleć nad większym lokum. W końcu braknie mi miejsca na własne kapcie!
- Aż w końcu chciałabym pisać częściej… więcej… ale po całym dniu brakuje mi najpierw czasu, potem energii, aż ostatecznie nic już mi się nie klei bo większość “złotych myśli” odfrunęło podczas mycia naczyń…
Znacie to???
A później Ona podchodzi do mnie gdy siedzę zrezygnowana. Całuje mnie w rękę. No centralnie! Nie wiem co Ona ma z tym całowaniem. Uśmiecha się do mnie i pyta “Mamusiuuu a psiguma tigume ti bajaaa?”. Co w wolnym przekazie brzmi “Pooglądasz ze mną bajkę?”. Biorę Tomka na kolana, siadam z Olą na kanapie i włączam tą wyczekaną baje. Ola przykłada do ust rączkę Tomcia i całuje. Potem całuje też jego główkę i przytula się do Niego mówiąc “mój Momuś…”. Roztapiam się jak bałwan przy kominku. I wtedy już wiem. Wiem, że ta cała złość to normalna sprawa. Zawsze znajdzie się coś co będzie nam spędzać sen z powiek. I zawsze będziemy do czegoś dążyć. Zawsze będzie nas coś denerwować. Ale wiem też, że nie zamieniłabym tego życia na inne. Nie wyobrażam sobie życia bez tej mojej trójeczki. Bahamy, palemki i drinki przy zachodzie słońca na Santorini nie oddadzą tego co daje macierzyństwo. Co daje rodzina. Nie muszę też chyba pisać pierdół pt: jak kosmicznie kocham mojego męża. I choć czasami mam ochotę go rozszarpać (oj zdarza się ;)), zaraz przypominam sobie, że gdzie ja takiego drugiego znajdę? No nie ma takiej opcji po prostu. Wystarczy, że ja to wszystko już wiem. I choć narzekanie to moje drugie imię – muszę przyznać, że jestem szczęśliwa. Cholera! I to strasznie! Mogą mi dokuczać, mogą mnie drażnić. I to z premedytacją. A i tak będę ich kochać do końca życia i jeszcze dłużej! Dzieci to dzieci. My pewnie też nieźle dawaliśmy naszym rodzicom w palnik. A w większości i tak już tego nie pamiętają. Tylko wspominają jacy byliśmy mali i słodcy i co to z nas teraz wyrosło. Czyż nieeee? Pamiętam jak zawsze mówiłam sobie tak: Sama chciałam dzieci, i sama będę brać na klatę to co mi przyniesie macierzyństwo. Zarówno dobre jak i te złe chwile. Bo to całokształt jest ważny. Co by była za frajda z pączka jakbyś jadła sam lukier?
Z jednej strony przejmujemy się przyziemnymi sprawami. Ja na przykład ssstrasznie chciałabym zrobić remont łazienki. Z tym, że ledwie wyszłam z remontu kuchni i obiecałam sobie dość wtłaczania w kółko pieniędzy w mieszkanie. To miał być ten ostatni raz. Taka kropka nad “i” – i już będę szczęśliwa. A potem znowu wchodzę do łazienki i marzy mi się piękna deszczownica nad wanną. Pomyślałam w końcu: “Weź Ty się kobieto ogarnij, puknij w głowę”. Miała być tylko kuchnia – kuchnia stoi. Miały być ramki na zdjęcia – ramki leżą i ściągają kurz. Miały być nowe okna i to dopiero w przyszłym roku – okna już wstawione. No a jak okna to i rolety. Jak i rolety to i nowe firanki. I tak w kółko Macieju. Już myślisz, że wszystko jest świetnie, ale wciąż chcesz zmienić coś nowego. I ciągle w głowie pojawia się nowe “jeszcze to”, “jeszcze tamto”. I tak do usranej śmierci. Stwierdziłam, że to się nigdy nie skończy. Zawsze będzie coś do zrobienia, kupienia, wymarzenia. Że trzeba się w końcu zatrzymać. że to właśnie TEN MOMENT. Trzeba docenić chwilę. poczuć tą dziecięca radość, o której tak ostatnio trąbi zebra. Palnąć tego mopa w kąt, wyłączyć myśli zaczynające się od “muszę” i zwyczajnie nacieszyć się dziećmi. Byciem RAZEM. Pobawić się, Pośmiać się, poszaleć. Tyle razy Michał mówił mi to prosto z mostu. “a weźże to zostaw i chodź do nas”. A ja jak zwykle swoje. Mówiłam już, że On zawsze ma rację? Denerwuje mnie tym ten gościu. To właśnie On nauczył mnie celebrować niedzielę. Nie powierzchownie. Tak na prawdę. Niedziela jest czasem dla rodziny. Po pracowitej sobocie można pozwolić sobie na zero prania i zero sprzątania. Jak dotknę zmiotkę to dostaje po łapach. Nawet do kuchni ledwo mogę wejść. To Michał robi rosół, robi obiad. Ba! Nawet kawkę z ciasteczkiem poda. Ja wtedy mogę bez wyrzutów sumienia spędzić cały ten czas z dziećmi. Wiem, że nie każdy facet zgodzi się na taki układ. Sama też mogłabym przejąć rolę w kuchni. Zostaje wtedy jeszcze druga połowa niedzieli na boskie lenistwo. Lenistwo, a tak na prawdę produktywny czas. Czas spędzony z rodziną. A przecież dzieci najwięcej uczą się przez zabawę prawda?
Jeszcze kiedyś przyjdzie czas na zakupy, wycieczki, nowy dom, pierdzenie w stołek czy inne pierdoły. Ale już TERAZ mam to co najważniejsze na świecie. WŁASNĄ RODZINĘ. MOJE WŁASNE JA.
____________________________________________________________________________
Choooodź 🙂 Zostań z nami na dłużej…
FOLLOW ME —> INSTAGRAM
LIKE MY FANPAGE —> FACEBOOK