BUNT DWULATKA PO MOJEMU. TYLKO/AŻ 9 WSKAZÓWEK!
TWÓJ MAŁY BUNTOWNIK ZNOWU SWOJE, A TY MASZ OCHOTĘ PO PROSTU RYCZEĆ?
KARTKA Z KALENDARZA
Chcę wyjść na spacer z dziećmi dopóki jeszcze zmienna, jesienna pogoda jeszcze może zostać nazwana “pogodą”. Usiłuję zmobilizować swoją córeczkę, żeby zjadła jeszcze odrobinę zupki przed wyjściem. Kończy się to zupą, ale wylaną na podłogę i na samą siebie. Już w skroniach zaczyna mi pulsować, ale mówię sobie JESTEŚ TWARDA! Szybko ją przebieram i ataka po kurtki. Z tym, że moja rozbójnica nie podziela mojego zdania. Nie zamierza się w ogóle ubierać, ponieważ w tym momencie przypomniała sobie, że gdzieś położyła lalkę i koniecznie musi ją znaleźć. Nie ważne, że na placu zabaw będzie jej niepotrzebna. Biega po całym domu i krzyczy “lala, lala”. Ma być i koniec. Zaraz obudzi mi Tomka! Lekko poddenerwowana szukam tej nieszczęsnej lalki, a kiedy już ją znajduję okazuje się, że grubsza sprawa właśnie pojawiła się w pampersie. Gdyby tylko zechciała go jeszcze zmienić. I to najlepiej rachu ciachu i po strachu. A tu gorzej niż gorzej. Na hasło “pieluszka” mała ucieka gdzie pieprz rośnie, piszcząc gdy tylko doganiam ją z narzędziami zbrodni w ręce. Noszzzzz!!! Wrrrrr! Muszę ją chyba przebrać na siłę. Łapię Olę w locie, próbuję jej jakoś spokojnie wytłumaczyć, że plac zabaw czeka, że Tomuś też chce już wyjść. A Ona płacze. Wyrywa się. Siada. Nie! Ucieka! No na Zig Zaka Makkłina NO! Musimy wyjść już teraz, bo później nie zdążę z obiadem. A tu jeszcze czekają nas zakupy! Bóg jeden wie co mnie czeka jeszcze z nimi w sklepie. Mało tego! W tym momencie budzi się ten młodszy “okaz” i automatycznie staje się w Moich myślach współwinny! Boże czy On musiał się obudzić akurat w tym momencie? Nie mógł za trzy minuty? Za dwie?! I akurat z płaczem? Zawsze taki spokojny a tu MASZ! Już prawie jedno ubrane! A no… nie mógł. Bo to tylko maleństwo i nie ma zaprogramowanego dnia pod niczyje widzi mi się. Zwłaszcza kiedy dookoła mała petarda drze się w niebogłosy. No heloł! A ta mała bestyjka, to po prostu rozbrykana mała dziewczynka, która nie wie, że zaraz od całego tego zgiełku i pośpiechu pęknie mi głowa. Pot oblewa plecy. Mam ochotę rzucić tą pieluszką w kąt, trzasnąć drzwiami i krzyknąć “A idźta se same!”. A naaaaajlepiej to zostawić to wszystko w rękach taty (On przecież zawsze wie jak do tego tak spokojnie podejść). Ojej nie mogę bo jest w pracy!!! Cholera jak mi się tęskni za pracą…
Fakt. Dzieci potrafią nakręcać taką spiralę emocji. Nie zdają sobie sprawy czym kierują się dorośli. Np. Moja mała bohaterka opowieści po prostu nie miała w tym momencie ochoty na zmianę pieluszki – bo przecież lalę już znalazła i chce właśnie w TYM momencie chce iść z nią na wyczekany dwór. Albo na pole. Na dwór, na pole.. Taka dygresja. Przebieranie w tym momencie ją zatrzymuje, zabiera czas. I kompletnie nie obchodzi jej to, że młodszy braciszek płacze. W tym momencie to ONA jest zdenerwowana. Jest w wielkiej rozterce. Nie wie jak sobie z tym poradzić. Czuje się tak jak ja, kiedy chcę coś zrobić w domu, a Ona ciągnie w swoją stronę. Mimo iż pięć minut temu tańczyłyśmy z lalkami ‘pinćset’ razy w kółko Despacito! Plan nie układa się po mojej myśli i mam nerwy. I dopóki nie dotrze do mnie, że tak na prawdę nie zbawi mnie to kolejne 5 minut, to jestem sfrustrowana. Tylko, że ja jestem dorosła. Ja już wiem jak radzić sobie z emocjami. A taki brzdąc dopiero się tego uczy. To 5 minut wystarczy, żeby znaleźć dziecku zajęcie i poprosić o chwilę Twojej nieobecności. Nieobecności podczas której chcesz dokończyć to co zaczęłaś. Może nie zawsze się to udaje. Ale bardzo często. I na pewno jest to lepsza metoda od walenia głową w ścianę. BILIV MI.
Macierzyństwo uczy nas spokoju w chaosie. W takich dniach każda ze stron musi sobie jakoś poradzić. Jeśli chodzi o dzieci – takie skrajne emocje nagromadzają się zwłaszcza w okolicy dwóch lat. Dlatego też nazywane są buntem dwulatka. I niech mi tu nikt nie wmawia, że taki bunt nie istnieje. Po prostu każde dziecko przechodzi ten okres w inny sposób. Niektóre krzyczą, jęczą, piszczą, a nieraz zamykają się w sobie, obrażają. Czasami nie mamy zielonego pojęcia jak zareagować. No bo jak tu rozzłoszczonego dwulatka złapać za ramię i potrząsnąć. Po pierwsze to nic nie da, a po drugie spotęgujesz tylko jego nerwy. Przerzuci je jeszcze głębiej w Twoją stronę i pozamiatane. Możesz też podnieść głos. Albo zacząć krzyczeć. Tylko po co. To jak grochem o ścianę. Dziecko i tak w ferworze złości nie będzie Cię słuchać. Oczywiście, że Ty też możesz wybuchnąć. Masz do tego prawo. To wręcz ludzka reakcja. Sama nie raz miałam ochotę krzyknąć “a w dupie to mam, że Ty chcesz akurat tą zieloną kredkę, trzeba było jej nie połamać!”. Na szczęście człowiek w porę przypomni sobie, że ma do czynienia z dzieckiem, a nie z dorosłym! Tu trzeba delikatniej. Stanowczo, ale bez okazów bezsilności. Świat nie znał większej tragedii niż kanapka pokrojona w trójkąty nie w kwadraty. Znacie to? Pamiętaj tylko że dziecko uważa tak samo. Mam prawo się zdenerwować! Dlaczego ona mnie nie słucha, kiedy ja tak bardzo tego chcę! Dziecko napędza się w ten sam sposób! Jeśli coś mu się nie udaje denerwuje się jeszcze bardziej! Dla Ciebie będzie to na przykład wizja góry prasowania, a dla dziecka właśnie brak TEJ zielonej kredki. Wyobraź sobie jak się nakręcasz kiedy nic Ci się nie udaje. Masz zły dzień. Wszystko wydaje się być przeciwko Tobie. A teraz wyobraź sobie jeszcze, że stoi nad Tobą KTOŚ, kto uważa, że nie masz zielonego pojęcia o świecie i na dodatek usiłuje Ci rozkazywać! No krew zalewa.
To takie błędne koło gniewu gdzie Ty jesteś tą dorosłą. To Ty musisz postarać się opanować. Dziecko weźmie następnym razem przykład z Ciebie. Jeśli Ty wybuchniesz, Ono wybuchnie tak samo. Jeśli z nerwów rzucisz trzymanym w ręku pampersem, dziecko następnym razem rzuci zabawką. W każdym razie wiadomo jak to wychodzi w praktyce. Ciężka sprawa. Masz jednak jedno wyjście. Odczekaj. Nim miną te najgorsze nerwy. Cała złość. Niech sobie to dziecko pokrzyczy. Niech się uspokoi wewnętrznie. W tym czasie i Ty dasz sobie chwilę na poskładanie myśli. To nie jest, nie będzie i nigdy nie było łatwe. Ale przekonałam się, że moje nerwy nie dadzą dziecku nauczki. Kiedyś tak myślałam. Oczywiście zanim moje dziecko zaczęło się buntować. Na szczęście zdarza się to kosmicznie rzadko. Na razie (tfu, tfu! Na psa urok!). Myślałam, że nie pozwolę na to, żeby taki maluch mną dyrygował. Co to w ogóle ma być!? Jakieś pokazy gniewu! Później obejrzałam TEN film – Krzyk niszczy powoli. I jeszcze TEN – Jak przetrwać bunt dwulatka. (Gorąco je POLECAM!) I dowiedziałam się, że to tak na prawdę normalna sprawa. Dziecko musi wybadać swój teren. “Ten bunt dwulatka musi BYĆ i u każdego dziecka się pojawia. I to jest coś NATURALNEGO I ZDROWEGO”. Ważna jest wtedy:
-
Konsekwencja,
-
Cierpliwość,
-
Brak krzyku,
-
Zrozumienie,
-
Sprawiedliwość,
-
Brak sprzecznych informacji,
-
Potrzeba wyciszenia,
-
Spokojne tłumaczenie,
-
Traktowanie dziecka jak równego sobie – nie jak małego gówniarza, który potrzebuje się wykrzyczeć.
My mamy WSPOMAGAĆ – NIE KRZYCZEĆ. Jeśli nawet dziecko wpada w atak histerii: Pamiętaj.. przeczekaj do jego końca i wtedy reaguj. Maluch wtedy jest rozżalony, zapłakany, ale przynajmniej posłucha. Możesz go wtedy przytulić, możecie się “pogodzić”. Ty chyba też nie lubisz jak ktoś na Ciebie krzyczy prawda? Ja tego nie znoszę! Od razu budzi się we mnie wtedy odruch obronny. Jest takie stare jak świat powiedzenie “Nie krzycz, żeby nie prowokować krzyku”. No dobra żartuję, nie ma takiego powiedzenia, ale pewnie gdzieś to już słyszałaś prawda? Brak krzyku to jeszcze nie jest bezstresowe wychowywanie. A bezstresowe wychowywanie to co innego niż BRAK WYCHOWYWANIA. Do tego wszystkiego dobrze byłoby jeszcze trzymać sztamę z resztą domowników. Ja rozmawiam z dzieckiem, Ty nie ingerujesz – nie podważasz moich decyzji. Jeśli już, najlepiej oddalić się od dziecka na tyle aby nie słyszał rozmowy i wspólnie ustalić odpowiednią metodę uspokojenia. My na przykład często zamiast wychodzić po prostu do siebie szepczemy.
Bunt dwulatka to tak szalenie ciężka sprawa, że NIKT tego nie jest w stanie sobie wyobrazić dopóki takiego właśnie dwulatka nie ma w domu. Napatrzyłam się na takie histerie u swoich kumpeli. I uwierzcie mi. Nic tak nie działa, jak zostawienie wierzgającego nogami dzieciaka aż się uspokoi. Cokolwiek nie spróbujesz – wszystko jest wtedy na NIE. Dziecko może być z natury grzeczne jak Aniołek, a w przypływie złości może stać się nie do opanowania. Zawsze potem oczywiście trzeba wytłumaczyć ten problem od swojej strony. Pomóc mu go zrozumieć. I nie zadawać pytań na które może odpowiedzieć NIE: “uspokoiłeś się już?”, “już wszystko w porządku?”, “a przyjdziesz się przytulić?”. Mówimy po prostu: “przytul się już do mamusi”, “no już spokojnie”, “porozmawiajmy”.
My zaczynałyśmy z Olą tą ścieżkę od stawiania do kąta. Skutkowało cudownie. Ola nawet sama czasami wiedziała, że zrobiła źle i szła do kąta. Przy czym “kąt” był po prostu miejscem gdzie mogła się wyciszyć. To było niesamowite. Po chwili przychodziła, przytulała się i problem zażegnany. Tak było kiedyś. Teraz jest trochę ciężej. W grę weszła burza emocjonalna. Ale damy radę. Przeczekamy. W końcu może to trwać do 7 roku życia (O zgrozo!). Ty też dasz radę. Tylko pooddychaj.. poćwicz jogę.. Albo wychodź raz na jakiś czas ze swoimi Kiciami i odżyj! To baaaardzo ważne. Naładuj baterie tak jak ładuje je Twój maluszek. Bo wiesz… dzieci nie śpią.. One się ładują!
________________________________________________________________________
Choooodź 🙂 Zostań z nami na dłużej…
FOLLOW ME —> INSTAGRAM
LIKE MY FANPAGE —> FACEBOOK
swietne rady! na pewno je przetestuje! 🙂
Cieszę się, że mogłam pomóc!!! ;)))